Strona główna »» Nasz blog »» Rumunia
Wszystkie kategorie
Aktualności
Garaż
Kraina wygasłych wulkanów
Wyprawy

Newsletter

Zapisz się, aby cały czas być na bieżąco z naszą atrakcyjną ofertą.

Wyprawy

Pełny opis

Ruszamy! Wyzwanie podjęte!

 

Przed nami ponad 700km przez Słowację i Węgry. Pierwsze kilometry mijają szybko,  w mgnieniu oka docieramy do słowackich Koszyc. Potem zaczyna kierować nami głód -  na Węgrzech, tuż za Miszkolcem skręcamy w boczne drogi w poszukiwaniu dobrego jedzenia.

Bingo! Trafiamy na przydrożną karczmę, której właściciel zna wszystkie języki świata. Zamówienie złożone po polsku? Żaden problem! Pyszny węgierski gulasz i półmetrowy półmisek mięs z przeróżnymi dodatkami mile nas zaskoczył, nie chciało się wstawać od stołu.

W Rumunii pierwszą noc spędzamy w okolicy Oradea. Docieramy tu wieczorem, zmęczeni drogą szybko zasypiamy. Rano okazuje się, że tuż obok pasą się kucyki a kemping jest wypełniony samochodami terenowymi z Polski. W kranach tylko zimna woda, więc szybki prysznic (brr!) i w drogę!

Jedziemy asfaltem do miejscowości Sub Piatra, potem wjeżdżamy w wysokie góry. Tutaj zatrzymujemy się, żeby podziwiać Jaskinię Niedźwiedzią (Pestera Ursilor). Parkujemy w cieniu (temperatura powyżej 30˚C) i z dziecięcą radością przechodzimy wśród straganów, szukając miejscowych rarytasów. Palinka w butelce po wodzie mineralnej? Proszę bardzo! Do wyboru do koloru. Próbujemy clatite z serem owczym – nie zachwycają smakiem, ale zaspokajają głód.

Do jaskini wchodzimy z rumuńskim przewodnikiem. Niewiele rozumiemy, ale nie przeszkadza nam to jakoś, bo jaskinia powala swoim ogromem i pięknem! Ma ponadkilometrowej długości korytarze na dwóch poziomach. My zwiedzamy wypełniony niesamowitymi formami krasowymi górny poziom. Dolny stanowi rezerwat i jest częściowo zalany wodą.

Nocujemy w wysokich górach. Jest ciepło, humory dopisują. Szutrowe drogi, pasterskie ścieżki, liczne trawersy i przepaście podnoszą adrenalinę, dzisiaj ciężko jest od razu zasnąć. Korzystamy z roadbooka – nasza wyprawa jest rozpisana krok po kroku, ale wymaga to wytężonej uwagi i ciągłej kontroli przejechanych metrów i kilometrów. Zaliczam jedną wpadkę w nawigacji L.

Dzisiaj docieramy do miasteczka Hunedoara. Okazuje się, że trafiamy na dni miasta. Zostajemy więc na noc, ale …. Nie śpimy! Świętujemy razem z mieszkańcami: świetny koncert rumuńskiej gwiazdy zatrzymuje nas na chwilę. W środku tłumu czujemy się swobodnie i bezpiecznie, Rumuni bardzo przychylnie przyjmują naszą obecność. Potem nie odpuszczamy szaleństwom w wesołym miasteczku! I jak tu spać?

Po kilku godzinach snu wyruszmy w drogę. Bocznymi górskimi drogami docieramy do słynnej Transalpiny przecinającej góry Parang. Ta kiedyś dzika, kamienista i wąska ale przepiękna droga zaskakuje nas… asfaltem! Niestety  jest w ciągłej modernizacji i rozbudowie. Dojeżdżamy do jej najwyższego punktu - przełęczy Urdele (2145 metrów n.p.m)

Widoki zapierają dech w piersiach. Niesamowite kolory, zmienna przejrzystość (bo gdzieś tam daleko akurat podnoszą się chmury) i nieskończoność wszechobecnych gór dodają skrzydeł. Jedziemy dalej.

Szósty dzień podróży mija szybko. Znowu jesteśmy na mniejszych wysokościach. Zwiedzamy monastyr Polovragi – maleńki, piękny klasztor. Warto było się zatrzymać!

I koniec przygody. Wracamy. Najpierw pokonujemy trasę z Karpat Południowych do Oradea. Po drodze zwiedzamy skansen wsi wołoskiej. Takich zabudowań już, niestety, nie spotkaliśmy w terenie. Rumunia idzie do przodu. Jej dzikie piękno jest zagrożone! Trzeba się nim nasycić zanim posiądzie go turystyczna stonka J.